czwartek, 12 maja 2016

Zakurzone legendy: Canon 50 mm f/1.2 LTM (m39)

Canon 50 mm f/1.2 Serelux (LTM)


Wstęp


Od czasu do czasu wpadają mi w ręce różne dziwne obiektywy - czasem po prostu egzotyczne, a czasm takie, które kilkanaście lub kilkadziesiąt lat temu były niezwykle popularne, a obecnie ich blask nieco przygasł. Postanowiłem więc przybliżyć Wam niektóre z nich, ale nie w formie zwykłego testu, bo tak chyba nie wypada ich traktować. Odrobina liczb i technicznych opisów będzie, ale znajdzie się także miejsce dla historii czy krótkiego opisu czasów, w których te perełki grały znaczące role.



Trochę historii


Nasz bohater został po raz pierwszy zaprezentowany w kwietniu 1956. Zaprojektował go Hiroshi Itō, który stworzył także inne cenione obiektywy Canona, m.in. 28 mm f/3.5, 50 mm f/1.8, słynny 85 mm f/1.5, a także 100 mm f/3.5. Wszystkie te obiektywy, podobnie jak nasz 50 mm f/1.2 miały gwint m39 (LTM, leica thread mount) i były przeznaczone do aparatów dalmierzowych, w tym nowego Canona VT.
Nowy, superjasny obiektyw Canon 50 mm f/1.2 (nazwa kodowa Serelux) pojawił się na rynku wraz z kilkoma równie jasnymi konkurentami. Na rynku zadebiutował bowiem w końcu opracowany 3 lata wcześniej Zunow 50mm f/1.1, a także Nikkor 50/1.1, Fujinon 50/1.2 i Konica 60/1.2. Bezpośrednio Canon konkurował z Nikkorem i Konicą, które także występowały w wersji LTM, jak również z produkowanym przez Leikę Summaritem (50 mm f/1.5). Oczywiście głównym konkurentem była Leica, już wówczas świetnie osadzona na rynku.



Co zatem fotografom mógł zaoferować omawiany Canon? Był nie tylko duży i ciężki, jak na ówczesne standardy, ale także drogi - w momencie premiery kosztował 60.000 jenów (dla porównania: wprowadzony w tym samym roku Canon 50 mm f/1.8 II kosztował zaledwie 27.000 jenów). Przede wszystkim był bardzo jasny, co miało duże znaczenie w czasach, gdy klisze fotograficzne miały zdecydowanie mniejszą czułość, niż obecne, o możliwościach matryc cyfrowych nie wspominając. Jak wspominałem, Serelux konkurował z leikowskim Summaritem, który mógł się pochalić jedynie światłem f/1.5 (Summilux 50 mm f/1.4 debiutował w 1959 r, a Noctilux 50 mm f/1.2 dopiero w 1966 r.). Poza tym wprowadzany był równolegle z obiektywem Canon 28 mm f/3.5, który również wyraźnie górował nad konkurencją jasnością (f/8 u Zeissa, F/5.6 u Leiki) oraz nowym aparatem Canon VT, wyposażonym w szereg innowacyjnych rozwiązań.

To wszystko sprawiło, że Canon VT, a szczególnie przeznaczone do niego obiektywy zaczęły zyskiwać na popularności, choć sam aparat nigdy nie spełnił oczekiwań sprzedażowych japońskiego producenta. Niewąpliwie gwiazdą systemu był właśnie Serelux, szczególnie od połowy 1957 r., kiedy to dzięki usprawnieniu procesów produkcyjnych udało się obniżyć jego cenę do połowy pierwotnej wartości. Szczególnym zainteresowaniem cieszył się wśród profesjonalistów - używał go m.in. David Douglas Duncan w swojej serii dokumentów o Pablo Picasso.



Ze względu m.in. na coraz większą popularność lustrzanek, obiektywy i aparaty dalmierzowe stopniowo traciły na ważności w ofercie firmy Canon. Ostatecznie zaprzestano ich produkcji w 1964 roku, mniej więcej w momencie wejścia na rynek systemu FL, potem zastąpionego systemem FD. Oczywiście nadal można było ich używać ze starszymi modelami aparatów z gwintem m39 lub bagnetem LM (przez odpowiedni adapter), jednak drugą młodość obiektywy LTM przeżywają dopiero od niedawna, a dokładnie od pojawienia się cyfrowych kompaktów z wymienną optyką, czyli bezlustrowców/bezlusterkowców.

Jak wspomniałem, 50/1.2 był w czasie swego debiutu jedną z największych i najcięższych 50-tek na rynku. Dziś to stwierdzenie wywołuje uśmiech, bo jego wymiary i wagę można porównać z typowym obiektywem 50 mm f/1.8 do lustrzanek ale na tamte czasy był to naprawdę duży i dość ciężki obiektyw standardowy. A mógł być jeszcze większy! Canon zdecydował się jednak poświęcić nieco jakości optycznej, by uczynić go mniejszym i lżejszym - nic dziwnego, ówczesne aparaty dalmierzowe z reguły pozbawione były rękojeści (gripa) i w zasadzie były mało ergonomicznymi "mydelniczkami", więc popularny obiektyw standardowy nie powinien był być zbyt wielki. Czegoś wielkości obecnego Canona EF 50 mm f/1.2 L USM najprawdopodobniej nikt nie chciałby używać ;-)
Czemu o tym piszę? Ano te stosunkowo jednak niewielkie wymiary i waga oznaczają, że świetnie będzie pasował właśnie do aparatów bezlusterkowych. Polecam jednak zaopatrzyć się w adapter helikoidalny (close focus), bo dość istotną wadą obiektywów dalmierzowych jest dość duża minimalna odległość ostrzenia.

 

Garść danych technicznych


Nazwa
Canon 50 mm f/1.2 Serelux (LTM)
Ogniskowa
50 mm
Kąt widzenia
ok. 47°
Przysłona maksymalna
f/1.2
Przysłona minimalna
f/22
Budowa (grup/elementów)
5/7
Ilość listków przysłony
11
Minimalna odległość ostrzenia
1 m
Wymiary minimalne
63 x 39 mm
Waga
322 g
Rozmiar filtra
55 mm
Cena na dzień publikacji wpisu
300-700 USD (eBay)
Uwagi
obiektyw FF z gwintem m39

Tyle suche dane, które (poza jasnością) nie wyróżniają jakoś specjalnie naszego obiektywu spośród innych Planarów, bo na takiej konstrukcji oparty był Serelux. Niczym dziwnym nie był też pierścień ostrości z obrotem ok. 180° - w czasach przed wynalezieniem AF nie była to jakaś duża wartość. 11-listkową przysłonę można domknąć do f/22, co w jasnych obiektywach było (i nadal jest) rzadziej spotykaną opcją, z reguły maksymalną wartością jest f/16. W czasie przymykania widać, że przysłona nie jest kołowa, w zakresie f/2.0-f/5.6 jej listki układają się bowiem w kształt "gwiazdy". Pierścień przysłony wyczuwalnie klika przy f/1.2, f/1.4 i dalej co 1 EV - również standard dla ówczesnych obiektywów.
"Gwiazda" utworzona przez listki przysłony...

... i efekt na zdjęciu
Minimalna odległość ostrzenia (MFD) wynosząca 1 m to także typowa wartość dla obiektywów dalmierzowych, zwłaszcza z tamtego okresu. Jak pisałem wyżej, można tę niedogodność ominąć używając adaptera helikoidalnego zamiast zwykłego. Pozwoli to zmniejszyć MFD do ok. 35 cm, co dla mnie jest wartością całkowicie wystarczającą. Warto jednak wspomnieć, że trochę cierpi na tym jakość obrazka, a dokładniej ostrość - Serelux najwyraźniej nie był projektowany pod tak niewielkie odległości ostrzenia.
Przed odblaskami mają chronić typowe, pojedyncze bursztynowe powłoki antyrefleksyjne. Jak się spisują? Zapraszam nieco dalej :-)
Często spotykanym rozwiązaniem w starszych obiektywach dalmierzowych jest blokada pierścienia ostrości na nieskończoności (tzw. infinity lock). Być może kilkadziesiąt lat temu było przydatne, teraz głównie irytuje, kiedy próbujemy ustawić ostrość blisko niekończoności, a tu nagle KLIK! i pierścień się blokuje...
"Infinity lock"
Obiektyw pozwala na założenie filtrów o typowej średnicy 55 mm. Niestety trzeba uważać - znalazłem informacje o uszkodzeniu (delikatnych zresztą) powłok na przedniej, mocno wypukłej soczewce przez nieodpowiedni filtr...

Ale marudzę i marudzę, może zatem warto przejść do pozytywów? ;-)
Po pierwsze - jasność. Niewiele znajdziemy jaśniejszych obiektywów tak świetnie rozmiarami i wagą pasujących do niewielkich aparatów bezlusterkowych. W dodatku sporo z nich (choćby Leiki) jest o wiele droższych od naszego Canona.
Po drugie - jakość wykonania. Pomimo ponad 50 lat na karku, obiektyw zachowuje się prawie jak nowy. Pierścień ostrości obraca się płynnie i z przyjemnym oporem, kliki przysłony są świetnie wyczuwalne, nie ma żadnych luzów, trzeszczeń czy zgrzytań.
Po trzecie - drobiazgi "dla fotografa". Oprócz wartości przysłony i odległości ostrzenia (w metrach lub stopach - były różne wersje tego szkła) na obiektywie znajduje się oczywiście skala GO dla przysłon od f/2.8 w górę (pierwsze, nieoznaczone kreski to najprawdopodobniej GO dla f/2.0) oraz oznaczenia ostrości dla fotografii IR: czerwone "R" i kropka w tym samym kolorze.
No i last but not least - obrazek, jaki ten obiektyw daje. Wszelkie wady optyczne kumulują się w coś, co niektórzy nazywają "analogowym obrazowaniem", a co (mam nadzieję) widać na zdjęciach przykładowych poniżej.


Są flary i flary


Flary czy odblaski, wszystko jedno - z reguły są zjawiskiem niepożądanym. Zmniejszają kontrast, dodają swoje... hmmm... często nieco dziwne kolory, czasem potrafią zasłonić pół zdjęcia. Serelux, jak wiele innych obiektywów z tamtych czasów, odblaski produkuje chętnie i masowo. Na przykład tak:

f/1.2

f/8
Jak widać mocne przymknięcie pozwoliło zmniejszyć rozmiar flary, ale do jej wyeliminowania jeszcze bardzo daleko...
Czyli co, nie robić zdjęć pod światło? Zawsze zakładać osłonę przeciwsłoneczną? Niekoniecznie, można spróbować to wykorzystać. Czasem efekt jest lepszy, czasem gorszy, ale przynajmniej inny, niż w sterylnych, "komputerowych" obiektywach z naszych czasów.







Analogowy obrazek z cyfry? Ta, jasne...


A może jednak? Wiadomo, matryca to nie to samo co klisza, ale zestawiona z niektórymi obiektywami potrafi dać obrazek, który ma w sobie to "analogowe coś". Najczęściej oznacza to po prostu mały kontrast, widoczną winietę i różnego rodzaju aberracje, ale czasem te wady łączą się w  całkiem przyjemną (przynajmniej wg mnie) całość.





Zdjęcie autorstwa mej cudownej żony :-)





A teraz mięsko, czyli dlaczego w ogóle kupujemy takie obiektywy


Bo są jasne, bo dobrze wykonane, bo fajnie się z nimi pracuje, bo są niewielkie... Oczywiście. Ale akurat Serelux należy do tych obiektywów, które lubimy (lub ich nie cierpimy!) za charakterystyczne rozmycie nieostrości i "swirlowe" bokeh. Jeśli drogi Czytelniku dobrnąłeś aż do tego momentu, to pewnie nie muszę Ci tłumaczyć tego określenia, a jeśli jednak nie wiesz co to znaczy, to najlepiej wyjaśnią to zdjęcia:

f/1.2


f/1.2

f/1.2 (kolejne zdjęcie wykonane przez mą lubą)

f/1.2

f/2.8

f/1.2

f/1.2

f/1.2

f/1.4

f/1.4

f/1.2

f/1.2

f/1.4

f/1.2

f/1.4


No dobra, ale czy da się tym czymś robić normalne zdjęcia?


Jak się człowiek trochę postara... ;-) OK, żartuję. Oczywiście, że się da, choć raczej po chociaż lekkim przymknięciu przysłony. Żeby nie być gołosłownym, na koniec kilka przykładów takich właśnie zupełnie normalnych zdjęć:


f/1.2

f/2.0

f/5.6

f/8
f/2.8

f/2.0

2 komentarze:

  1. Zawsze wynajdziesz coś ciekawego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Staram się, ale łatwo nie jest - ceny co ciekawszych szkieł na eBayu są raczej szalone ;-)

    OdpowiedzUsuń